+2
Deadpool 3 lipca 2014 14:43
Podróż z cyku "honeymoon trip" więc musiało być godnie a trudno chyba sobie wyobrazić lepsze miejsce niż Karaiby. Tak, pojechaliśmy do Cancun. Lot wykonany Thomasem cookiem. Samolot bardzo przyjemny, szerokie siedzenia, dobre jedzenie. Wypada dużo lepiej niż brat British Airways.
Wśród amerykanów krażą opinię, że Cancun to miejsce które tak naprawdę ciężko odróżnić od amerykańskich kurortów i w zasadzie nie czuje się żadnego klimatu Meksyku bo i tu i tu drinki podaje latynos, a to że akurat w cancun jest u siebie i nie na czarno akurat ciężko poznać :-). Z perspektywy czasu można się z tym stwierdzeniem zgodzić tylko połowicznie. Faktycznie są tam same hotele które wszędzie są dosyć podobne, płaci się głównie dolarami i wszędzie pełno pijanych amerykanów, ale jest jedna zasadnicza różnica. Tak białego piasku i co za tym idzie koloru morza którego nawet w photoshopie nie można zrobić, próżno szukać czy to na florydzie czy tym bardziej na zachodnim wybrzeżu. Jest to wprost niesamowite i zupełnie zmienia optykę patrzenia na inne plaże. Wydaje się że po karaibach tak jak po Black Hawk Down, nigdy nic nie będzie już lepsze. Słońce pali, morze bajkowe, z racji all inclusive drinki lecą pod parasol do woli - żyć nie umierać. Hotel Iberostar z widokiem na morze - bez zastrzeżeń. Luksus jaki prostemu chłopowi z Płocka nie mieści się w wyobraźni. Zwykle wolimy podróżować skromniej, ale jak honeymoon to honeymoon.
Ocena plaży nie może być inna 10/10

W okolicach Cancun, głównie na Playa del Carmen i trochę dalej, mamy mnóstwo różnego rodzaju kurortowych rozrywek. My skorzystaliśmy z:
- pływania z delfinami - znakomite doświadczenie, delfiny są fajne jak psy, lubią człowieka i lubią się uczyć; ich skóra natomiast jest śliska ale zadziwiająco twarda... tzn nie wiem czy zadziwiająco, mi się w TV wydawała miękka :-). Tutaj zapamiętałem też trzodę jaką narobili przybysze z Wysp Brytyjskich (gdzieś z północy na moje ucho). Otóż po seansie wzburzyli się bardzo że są takie drogie zdjęcia i kłócili się chyba z pół godziny. Faktycznie zdjęcia były drogie, ale było to wiadomo od początku. Plusem było to że ze względu na zaistniałą sytuację my dostaliśmy wszystkie swoje zdjęcia i film w cenie trzech, a angole dostali to co chcieli, ale były to tylko 3 zdjęcia w formacie papierowym. Cóż, idiokracja w kraju wyspiarzy naprawdę postępuje w tempie wykładniczym.
- aquaparku - całkiem fajny w samym Cancun, z ogromną, prostą zjeżdżalnią kamikaze, przy której robi się naprawdę niezłe prękości, okrągłą działającą na wzór spłukania wody w sedesie gdzie człowiek robi za...hmm, to co się spłukuje i następną prostą, ale dużo większą w której zjeżdża się w pontonie.
- parku X-caret - takich parków rozrywki jest tam kilka, wszystkie oferują mniej więcej to samo. My za poleceniem skorzystaliśmy z tego i były to z pewnością bardzo dobrze wydane pieniądze. Park łączy w sobie możliwości eksplorowania naturalnego piękna meksykańskiej flory (wybrzeże, skupiska drzew, snoorkling w rzeczce - miejscami podziemny (absolutny mus), pływanie po tej samej rzece łodzią (już nie taki mus) jak i fauny (nieskończone ścieżki obok których można zobaczyć najróżniejsze żyjące dziwy: aligatory, pumy, mątwy, papugi, flamingi, tukany, konie, a także spory punkt ze różnymi rodzajami motyli i akwarium w którym poza różnymi rodzajami ryb jest także rekin - oczywiście nie ludojad, lecz przedstawiciel tych mniejszych gatunków). Poza tym w parku są zachowane fragmenty wszechobecnej kultury majów. Jest cmentarz, budynki mieszkalne i gospodarcze (czyt. chatka do wyrabiania garnków). Jest także kościół (tu już kultura Hiszpanów) a także coś w rodzaju amfiteatru (chociaż nie wiem na ile ten amfiteatr pamięta stare czasy a na ile został dobudowany). We wspomnianym amfiteatrze na koniec dnia wystawiana jest sztuka trwająca dobre dwie godziny. Sztuka opowiada historię Meksyku w pigułce. Są pokazane czasy Majów, późniejszą konkwistę, a także czasy gringos w kapeluszach grających na gitarach, trąbiących na trąbkach charakterystyczne meksykańskie nuty, jeżdżących na koniach, strzelających i wywijających lasso. Wszystko to opatrzone efektami świetlnymi, pirotechniczymi, muzycznymi, kaskaderskimi. W przedstawieniu bierze udział ogromna ilość ludzi i zwierząt (są konie, psy, orły). Początek sztuki jest ciut nudny, ale naprawdę warto zostać do końca, bo z czasem dzieje się coraz więcej.
Ocena Cancun i okolic 7/10 (X-caret 9/10)

Chitchen-Itza
Z racji dosyć krótkiego wyjazdu nastawionego raczej na wypoczynek nie mieliśmy w planie zbyt wielu atrakcji do zwiedzenia, lecz bez miasta Majów obejść się nie można było. Wykupiliśmy w hotelu wycieczkę z przewodnikiem i pojechaliśmy. Od Cancun jest to 200 km więc kilka godzin na dojazd zeszło. W autokarze przewodnicy opowiadali jakieś historyjki o majach, o sobie, o tym żeby nie kupować pamiątek od ludzi przy piramidzie tylko te w autoryzowanym sklepie (które jak się okazało są trzy razy droższe ale za to takie same jak na straganach), ble, ble, ble, całe szczęście dali Coronę bo nie dałoby się tego wytrzymać. Na miejscu Pani przewodnik zaczęła oprowadzać po tym świętym przybytku opowiadając znowu całą masę nieinteresujących historyjek i jakby chciał jej słuchać to by nie było czasu zrobić zdjęć przy piramidzie Kukulkana. Robią to celowo żeby nie mieć za dużo czasu i nie kupować niczego od miejscowych sprzedawców. Jest to dla mnie chore bo ja wolę dać zarobić biednemu Meksykaninowi przy piramidzie niż jakiejś pieprzonej sieciówce która w Chitchen sprzedaje piramidy w Nowym Jorku Statuy a w Płocku...hmm, no nie, tu na pewno nic nie sprzedają. No więc w połowie wycieczki odłączyliśmy się od wycieczki i zaczęliśmy eksplorować teren na własną rękę. Jeżeli chodzi o wrażenia to sama piramida Kukulkana robi spore wrażenie, ale poza tym miasto jest bardzo słabo zachowane i nie ma tam za bardzo nic ciekawego. Co do samej piramidy to również zanim się zacznie zachwycać to należy się zastanowić że Egipcjanie dużo większe zaczęli budować 3 tysiące lat wcześniej więc w sumie co to za osiągnięcie. Co prawda w czasie gdy Majowie święcili swoje szczyty, w Europie panował średniowieczny ciemnogród, ale ciągle myślę że nadanie temu miastu tytułu cudu świata jest mocno na wyrost, bo nawet w średniowieczu Europejczycy bili Majów na głowę pod względem rozwoju intelektualnego. Zresztą - kto w końcu kogo podbił? Cóż, można się spierać, w każdym razie jak się tam jest to trzeba zobaczyć, ale jechać tylko dla Chitchen to już nie warto.
Ocena: 6/10

Dodaj Komentarz